sobota, 26 marca 2011

nie szkodzi - nie szkoda.

Wolność, wolność, wolność!

Najbliższy sprawdzian - za dwa tygodnie.
Jutro - wolne.
Poniedziałek, wtorek, środa - rekolekcje, kończące się o dwunastej.

Przez cały tydzień Ja się nie wysypiała (co nie jest takie dziwne, bo nigdy się nie wysypia), ale za to miała baaardzo podpuchnięte oczy.
I ruszała się nieco jak zombie, wypompowane z poruszającej go siły, ale wciąż nieco zdolne do przewłóczenia się z miejsca na miejsce.


Zdarzały się ataki nagłej aktywności, ale kończyły się jak podejrzewać by można - jeszcze większym zmęczeniem materiału, to jest Trix.



Ale nareszcie - spanie, wesołe spanie...






Gdybym jeszcze nie zapamiętywała tych wszystkich absurdalnych snów...


W ostatnim się Ja dowiedziała, że wcale nie jest taka aseksualna, za jaką ją ktoś uważał.








de facto:
tytuł do: Jeśli ktoś wam mówi, że szkoda życia na spanie, to każcie mu zaliczyć kilka miesięcy stażu na chirurgii, z 7 odcinka 'Chirurgów'.
Spać...

środa, 16 marca 2011

sex, drugs & truancy.

Dzisiaj JJ (duet Jarzębina&Ja) nie był na lekcjach.
Żadnych.
Nu-nu-nu!
Ani jednej!
(no, dobra - na sprawdzianie z angielskiego, ale nic się tam nie nauczyłyśmy, to się jako lekcja nie liczy...)

A dlaczego, zapytacie.
Otóż miał się wybrać do gimnazjum w mieście pewnym i tamtejszą młodzież zachęcać, aby wybrała Szkołę na swoją... cóż, przyszłą szkołę.
Ale w ostatniej chwili się okazało, ze nie jedzie.

A, że kółka wpisane były, także zastało ustalonym, ze żadna z panien J. na zajęcia nie idzie.



Najpierw poszły [te panny] do oo. Kapucynów, znalazły w szafce kawę, herbatę i ciastka.
Później poszły do Ja na zupę z grzankami (mniam) i Fejsbuka.

A, później - do BWA (BiuraWystawAArtyctycznych) oglądać wszystko, co tylko zostało tam wystawione.



I gdy Ja Jarzębinę na Dworzec odprowadzała (rowerem) usiadły sobie na parapecie, coby pół godziny do autobusu przeczekać.
Ja siedziała na parapecie jakiejś apteki, stopy w kolorowe slimki o ramę roweru oparte mając.
Podeszła jakaś roześmiana staruszka do niej.
 - Widzę - mówi - że prezentujesz amerykański sposób siedzenia na rowerze.
I odeszła uradowana, podśmiechując się pod nosem.
Fakt, w wielu filmach tak na rowerach zasiadano.


Nie podczas jazdy w każdym razie.




Później się JJ wdrażało w bycie studentką - poprzez zakładanie kolejnych warstw odzieży, zupełnie do siebie niepasujących, za to w zamiarze mających chronić jakoś-tam przed zimnem. Oraz strojąc miny nad zeszytem do biologii.



I spędziło najprzyjemniejsze 6 godzin, jakie w porze lekcyjnych zajęć można by sobie wyobrazić...
O tak...







de facto:
tytuł: do cytatu z Paula Coelho (nie linczujcie mnie znowu!), Jedenaście minut:
'Coraz częściej dochodzę do wniosku, że seks, podobnie jak narkotyki, jest ucieczką od rzeczywistości, pozwala zapomnieć o kłopotach, odprężyć się.' Wagary też.

~~
Notka może i dziwna, może i chaotyczna...
Ale za to z fotorelacją.
tu: http://phtshprprt.blogspot.com/

wtorek, 1 marca 2011

i raz, i dwa, i raz, dwa, trzy!

Notka powstawała dobry tydzień, gdyż gry tylko Ja siadała do jej pisania, pojawiał się na pasku zadań komunikat od GaduGadu, że Pietiuszka chce ze mną rozmawiać.
Ale ja baaardzo Pietiuszkę lubię i jeśli tylko tu wejdzie, o sobie przeczyta, i się domyśli - że to on - to serdecznie go pozdrawiam.




Jest taki okres w życiu każdego dziecka, że staje pośrodku wielkiego tłumu (lub wielkiej pustki) i z charakterystycznym przerażeniem rozgląda się dookoła.
I gdyby nie było dzieckiem , zapytało by 'WTF?' bądź 'Z jakiejż to przyczyny znajduję się pośrodku świata obcego, rzeknij mi tubylczy przechodniu - gdzież kroki swe skierować mam, by ścieżkę mnie przeznaczoną odnaleźć?'.


Dziecko normalnie krzyczy 'MAMAAAA!'.

Ja nie krzyczała, zawzięła się w sobie i gdy okazało się, że na środku miasta J. stoi i w którą stronę iść nie wie, łzę przełknęła i nie dała po sobie smutku poznać.
Primo: wysłała esemesa do swojej Anglistki, do której pierwszy raz w życiu próbowała autobusem dojechać i na razie jej nie szło.
Secundo: zatrzymała dwie tubylcze jednostki niewieście i o drogę pytać poczęła. PaniWBrązowymPłaszczu i PaniWLokach szybko jej wytłumaczyły ('cały czas prosto, jakieś 45 minut'), jak dojść w okolice mniej-więcej związane z angielskim i zajęciami...


Ja chyba miała oczy Kota ze Shreka, gdyż PaniWLokach zobowiązała się do podwiezienia jej.
Jechały sobie jechały, okazało się, że miła, tubylcza Pani też jest z C.
Miała wysadzić ją w połowie drogi, przed stacją benzynową, na którą jechała, ale porwała na nią Ja, żeby spytać o drogę na angielski.


Cóż, okazało się, że Anglistka mieszka w takiej głuszy, że nawet (tzw.) Dziadek ze stacji nie wiedział gdzie to jest.
Pani jeszcze dwa razy spytała Ja o wskazówki na dotarcie, nad jej głową pojawiła się malutka, 6V żaróweczka i  po wykręceniu samochodem, połączonym z nieomal-zderzeniem, zadzwoniła do znajomych, dowiedziała się, że dana ulica jest 'tam gdzie, mieszkają Twoi rodzice, prawda, skarbie?' i zaczęła uprowadzać Ja w tamtą stronę.



W pewnym momencie - mięły tąż ulicę i pruły dalej po polskich dziurach.
 - To tamta była, tamta! - Zakrzyknęła Ja.
PaniWLokach łypnęła w jej stronę znad kierownicy.
 - Jesteś pewna? Ona chyba dalej jest...
 - Nie, na pewno, na pewno.
 - Dobra, to wykręcamy i zawracamy.
I zaczęła zawracać na środku ulicy.
A środkiem ulicy, w naszą stronę, pruje wieeelki dżip.
Ja w przerażeniu zaczyna szukać drogi ewakuacyjnej, ale żadnej w pobliżu nie ma.
PaniWLokach uspokajająco:
 - Spokojnie, ja początkującym kierowcą jestem...
Ja nie wie, jak miało ją to pocieszyć, ale udawała dzielnie, że dało radę.
W ostatniej sekundzie nieomal (kluczowym jest słowo 'nieomal'), udało im się uniknąć śmierci w szczęku zgniatanego metalu pod kołami pędzącej śmierci.
Pani uśmiechnęła się radośnie do Ja i rzuciła:
 - Bo ja od niedawna mam prawo jazdy.
Ja - spodziewając się raczej odpowiedzi w stylu 'nie, od roku' - zapytała:
 - Od wczoraj?
 - Nie - odparła rozradowana, niezrażona Pani - Od niecałego miesiąca.




Cóż, Ja dziękuje Fluffy'emu, który najwyraźniej zawiesił działalność i pozwolił i Ja, i Pani przeżyć.




Dzię-ku-je-my!






de facto:
tytuł: do tychże podziękowań na końcu.
A co!