poniedziałek, 26 września 2011

pochwała głupoty.

Ja usłyszała, że dzieci gorąco pragną otrzymać podwózkę, wobec czego nie zastanawiając się wiele i wkładając już buty w hallu, uprosiła Gabę, żeby dała jej po nie pojechać.

I zaraz przy wyjeździe okazało się, że warto by było jednak najpierw skończyć kurs na prawo jazdy...
Ja cofnęła samochód na zbyt małą odległość i ruszając przed siebie wjechała w wielki głaz narzutowy, który leży na terenie sąsiadów.

Dzięki moralnemu wsparciu Sąsiadki-z-Obok i wsparciu za kierownicą Sąsiada-z-Naprzeciwka udało się wydostać samochód, przyblokowany na głazie i ruszyć w dół.
Sprzęgło śmierdziało już nieziemsko, dodajmy.

Ja zgarnęła pierwszą partię dzieci i ruszyła po Milkensa.



Samochód stanął na podwójnej-górce-będącej-skrzyżowaniem, toczył się samoistnie i w ogóle nie było wesoło.



Ja odkryła już, dlaczego za kierownicą jest strefa wolnego przeklinania, zaprawdę.





Ale nie szło jej tak źle, po 4 jazdach?
Po prostu Mistrz Kierownicy!