Ja usłyszała, że dzieci gorąco pragną otrzymać podwózkę, wobec czego nie
zastanawiając się wiele i wkładając już buty w hallu, uprosiła Gabę,
żeby dała jej po nie pojechać.
I zaraz przy wyjeździe okazało się, że warto by było jednak najpierw skończyć kurs na prawo jazdy...
Ja
cofnęła samochód na zbyt małą odległość i ruszając przed siebie
wjechała w wielki głaz narzutowy, który leży na terenie sąsiadów.
Dzięki
moralnemu wsparciu Sąsiadki-z-Obok i wsparciu za kierownicą
Sąsiada-z-Naprzeciwka udało się wydostać samochód, przyblokowany na
głazie i ruszyć w dół.
Sprzęgło śmierdziało już nieziemsko, dodajmy.
Ja zgarnęła pierwszą partię dzieci i ruszyła po Milkensa.
Samochód stanął na podwójnej-górce-będącej-skrzyżowaniem, toczył się samoistnie i w ogóle nie było wesoło.
Ja odkryła już, dlaczego za kierownicą jest strefa wolnego przeklinania, zaprawdę.
Ale nie szło jej tak źle, po 4 jazdach?
Po prostu Mistrz Kierownicy!