wtorek, 25 września 2012

efekt yo-yo.

Ja otworzyła drzwi i ze zdziwieniem ujrzała za nimi Bajecznego.
Co w sumie nie powinno być dziwne, bo wspominał, że wpadnie, ale nie dał znaku życia i Ja zaczęła w to wątpić.
Wręczył on jej nieco spóźniony prezent urodzinowy (ach, ta Poczta Polska!) i Ja była przekonana, że jej go da i pójdzie, jako że Bajeczny jest bajecznie aspołeczny.
Ale nie.
B. wykorzystał zachęcający gest Ja i wszedł do korytarza.
Ona oczywiście podejrzewała, że chce on pożyczyć od niej książkę, którą też od niego dostała na urodziny (nieźle się obłowiła, przyznajemy), więc zostawiła go na parterze i pobiegła do pokoju swojego.
Wracała już korytarzem z księga pod pachą, gdy na schodach przed nią wyrósł upiorny, czarny kształt, przywodzący na myśl nieodżałowanej pamięci Severusa Snejpa (zanim Rowling zniszczyła mu reputację do cna...).

Tak, Bajeczny nie omieszkał ruszyć za nią po schodach i się zaczaić bezczelnie.

Ja, Fairy Tale's i Ja'owy zawał zeszli na dół do salonu, gdzie Ja starała się zapisać go na wuefy i lektoraty, gdzie pogadali, pojedli ciasta i różne takie.



I okazało się, że najbardziej aspołeczny, nieprzystępny i mrooohny z Ja'owych znajomych spędził u niej dwie godziny. i cały czas mieli o czym rozmawiać.



Potęga wyposzczenia konwersacyjnego.





Nie przeszkodził im nawet za bardzo fakt, że plaga muszków owocuszków obsiadła całe ciasto, gdy Ja była w łazience.




Zresztą wychodzili i nie mieli w planach kończenia już tego ciasta.
Szczególnie z chitynową wkładką.








de facto:
tytuł do nawiązuje do koncepcji diety społecznej - siedzisz w domu przed komputerem i snujesz się, ślizgając na gipsie, czekając aż ktoś do Ciebie wpadnie.

poniedziałek, 17 września 2012

L4.

Siedzę, a w głowie mi dudni.
W nosie mi kręci.
W gardle mi drapie.
Oczęta mi łzawią.
Uszko się zatyka.


Tradycyjnie choroba dopadła biedną Ja w roku szkolnym.

Dobrze, że nie w akademickim.




A jak Ja wydobrzeje, to zrobi wam relację z urodzin.
;)