niedziela, 12 lutego 2012

that is the question.

Tańczenie z pijanym nauczycielem, tańczenie z trzeźwym nauczycielem, tańczenie belgijki w ponad stuosobowej grupie i próba jednoczesnego ich jej nauczenia, bieganie po całej sali na bosaka, śpiewanie na całe gardło, poznawanie wszystkich partnerów koleżanek i zapominanie ich imion po pięciu sekundach, długie paplaniny z umiłowanym Katriny, staranie się pomóc przyjaciołom w rozkminach, chwalenie tyłka Młodegi i demoralizacja go (Młodego, znaczy), próba znokautowania ramieniem bezczelnie wystającego ze ściany kranu, wypijanie absurdalnych ilości wody lekko-gazowanej, śledzenie nauczycieli idących na 'dymka', dwukrotne zmienienie butów na trzy różne pary w ciągu pierwszej godziny (nie licząc butów zimowych).

Versus:
bycie szczypanym przez kolegę po biodrach, a przez koleżankę po tyłku (niezamierzenie i nie-chcianie), dzikie tańce z Romualdem, gdzie Ja prawie leżała na podłodze, wygięta zawodowo do tyłu, gubienie okularów, wylatujących w niebyt jak z procy, podnoszenie kanapy, żeby te okulary znaleźć, pod-pijanie z cudzych szklanek, zadłużanie się po uszy, żeby zdobyć pieniądze na sok, przesiadywanie w palarni, bo tylko tam się dało oddychać, bieganie przez 4 godziny na 10 centymetrowym obcasie.

I wiele innych, nie nadających się do dzielenia lub umykających w ogólnym natłoku kolorów, kształtów, zapachów, dzięków i doznań.



I co teraz było lepsze - studniówka czy poprawiny?
Oto jest pytanie.







de facto:
tytuł z Hamleta, Williama Shakespeare'a.

~~

A gdyby ktoś nie wiedział - pierwszy opis dotyczy studniówki, drugi poprawin.
;)