środa, 30 listopada 2011

mandarynkowy świr.

Ja siedziała w klasie z Pynią i była to końcówka jakiejś dłuższej już sytuacji, ale oczywiście Ja już jej nie pamięta.
Ja obierała mandarynkę.
Nagle rozległo się pukanie do drzwi. Ja otworzyła, a za drzwiami stał Józef Mika (aktor, który między innymi gra Doktorka w programie Ziarno), za nim z kolei dwa Bartki z owczarni Hu(ewentualnie jeden mógł być Pauliną, Ja nie jest pewna), które zajmowały się uporczywym wpatrywaniem w Ja.

Mika podał Pyni mandarynkę i polecił ją obrać.
Następnie wręczył kolejną Ja, bez słowa.
Ja zaczęła ją obierać.

I wtedy się zaczęło...

Ja została zjechana przez niego, że przecie jej nikt nie kazał tej mandarynki obierać, co ona wyprawia i w ogóle!

Skruszona, spojrzała na Pynię.
Jej palce i mandarynka zostały komputerowo pokryte mgłą, jak oczy seryjnych morderców lub brzydkie gesty w programach telewizyjnych.



Po chwili Ja leżała na swoim łóżku przytłoczona wyrzutami sumienia z powodu obierania tej nieszczęsnej mandarynki i myślami - co tak złego robiła Pynia z mandarynką, że było to aż tak złe...?



I czemu zaczęła obierać mandarynkę od Doktorka?

poniedziałek, 21 listopada 2011

'cali w pleśni są, obleśni!'

Ja i Bajeczny są obleśni.
To dość autorytarna opinia Cruelli, którą usłyszeli dziś na angielskim.


Na angielskim mianowicie pojawiła się znikoma ilość osób uczęszczających na te zajęcia, co spowodowało zdziwienie Cruelli i jej pytanie:
 - Czyżbyście mieli dzisiaj sekcję?
Ja na to rzuciła nieuważnie:
 - Nie, bo nie ma trupa.
 - Olga! - Zakrzyknęła gromkim głosem de Vil - Jak możesz tak mówić? Ty?! Przyszły medyk?
Ja westchnęła i przygotowała się mentalnie do tyrady.
 - Ależ oczywiście, pani profesor, mogłam powiedzieć, że nie znaleziono dla nas denata, że nie dokonała się inhumacja ofiary, która dostarczyła nam tkanek do dokonania badania post mortem.
Tu Bajeczny szturchnął Ja pod żebro.
 - Czyli po prostu nie ma trupa.
I zaczęli się chichrać.
Cruella aż zatrzęsła się.
 - Jesteście obleśni, obrzydliwi! Jak możecie tak mówić!



Cóż poradzić.
Zarówno Ja, jak i Bajeczni pozostawieni sami sobie są destrukcyjną - dla nauczycieli - siłą tej klasy, a zestawieni razem (szczególnie na tych lekcjach, na których siedzą razem. Na przerwach jakoś to się rozchodzi po okolicy mniej szkodliwie) tworzą mieszankę wybuchową.
Szczególnie na angielskim, bo na kierunkowych jakoś nie wypada aż tak gadać (chyba, że na fizyce).




A na angielskim wszystko wypada.








de facto:
tytuł - jakoś zawsze tak obleśność mi się z tą pleśnią kojarzyła, takoż rymowanka w tytule zamierzona i moja własna, od-autorska.


~~

Cruella zwie się tak od ubarwienia koafiury.
Ma jakiegoś dziwnego świra na punkcie tej naszej domniemanej, in spe medyczności.

~~

Taka w tej Szkole dziwna tradycja, że pro-medycy chodzą na sekcje zwłok.
Nam się jeszcze nie udało, bo nie mamy świerzaka.

~~

Ja z Bajecznym tworzą wyjątkowo zgrany duet an angielskich do tego stopnia, że Cruella podejrzewa ich o niecne zamiary - albo o migdalenie się, albo o gorzej.
Choć nie wiadomo, czym to gorzej miałoby być.
;)

poniedziałek, 14 listopada 2011

'nawet Olga nie próbuj rozluźniać atmosfery!'

....bo i tak Ci się to nie uda' - warknął dziś nie pierwszy i nie ostatni raz Vivaldi w stronę biednej Ja.
Właściwie te słowa jakoś tak mu na stałe weszły do słownika.

A Ja po prostu pragnie, aby na religii wszyscy się kochali i w ogóle...



Nie jej wina, że kiedy Vivaldi akurat w stronę Ja się obrócił, tłumacząc zawiłości okresu narzeczeństwa, aż nazbyt chętnym do wstąpienia doń licealistom, Ja akurat wydobyła z zanadrza torby krem nawilżający i dawaj nasmarowywać swoje malutkie, pocieszne łapeczki.
Vivaldi, nie bez przyczyny nazywany Pomidorrrem umilkł gwałtownie, nadął się i poczerwieniał.
 - Olllllgaaa....

Ja tylko tyle było trzeba, by uruchomić werbalne 'migdałki' - czyli pierwszą linię obrony: bo ją łapki pieką i wysychają, i musi nawilżać, i co z tego, że Vivi też, skoro ona ma jakieś uczulenie, to wszystko jest po lekach, ona cierpi, a dopiero teraz krem znalazła, więc nie, nie mogła się oddawać nawilżaniu przed lekcją.



Niepotrzebnie, do świstu uchodzącego powolutku z Vivaldiego powietrza, dodała:
 - A ten krem tak ładnie pachnie, o! - machając rękami, ażeby jego woń rozeszła się po klasie.



 - Nawet Olga nie próbuj rozluźnić atmosfery, bo Ci się to nie uda - burknął zagłuszony przez śmiech owczarniany Pomidorrro, na nowo będąc czerwony.





A Ja się zastanawiała co też znowu takiego zrobiła.







de facto:
migdałki są rzeczywiście pierwszą strażą - jedną z wielu, w sumie - układu odpornościowego organizmu.

czwartek, 10 listopada 2011

o!

o! #1: internetowe.

O, kochany Internecie!
Jakże miło mi powitać Cię z powrotem w progach mego domu.
Czyżbyś się roztył? Tak, o cudowny, przybrałeś sporo gigabajtów transferu! Zaiste, nad wyraz to korzystne, zarówno dla Ciebie, jak i dla mojej skromnej osoby.
Bądź pozdrowiony, o ukochany Internecie.



o! #2: energetyczne.

O, boski nektarze!
Ty jak kopnięciem oddajesz mi swoją siłę i energię!
Ty: zielony, żółty, czarny, ja: blada, dopóki drogi przez me gardło do zakończeń nerwowych nie odnajdziesz.
O, najwspanialszy!
Zaiste, imię Twe energetyk, a życiodajna siła, którą mi dajesz z mianem Twym wspaniale się uzupełnia.
Niech zamilknie Pietiuszka, który każe mi zrezygnować z Twojej łaskawości, w ofiarowywaniu mi mocy, niech ucichnie tatulec, który trąbi na alarm, głosząc o uzależnieniu - nasza miłość przetrwa wszystko!
O, życiodajny nektarze!



o! #3: biolgiczne.

O, najpiękniejsza z nauk!
Ku Tobie tylko jedną mam prośbę, z jedną petycję padam do Twych trzewików - wejdź pod sklepienie mojej czaszki i rozgość się tam. I najlepiej nie wyjeżdżaj na wakacje...
O, najcudowniejszo-ukochano-oszałamiająco-wspaniała Biologijo!