Ja miała dzisiaj wspaniały dzień.
Aż dziwne, bo jakoś nic się specjalnie nie stało.
Ale po nieprzespanej właściwie nocy, była wyspana.
Aż dziwne.
Ubrała się na multi-color, przywdziała nowe kolczyki i ruszyła w miasto. Tfu, szkołę.
Na lekcjach prawie nie była, na tych na których była czytała e-booka (tylko nie na biologii, bo ją kocha!), sprawdzianu z chemii nie pisała - zwolniona po olimpiadzie (biologia panią Ja'owego życia!),
z dwóch kolejnych lekcji sama się zwolniła i robiła plakaty na konkurs
fotograficzny, na historię się spóźniła, unosząc, zdobyte na korytarzu,
ciasto urodzinowo-18stkowe.
I było... miło.
Aż dziwne.
Na przerwach hałasowała z Pynią, śmiała się z Młodego i było jej po prostu dobrze...
Aż dziwne - był to pomarańczowy dzień w kolorach reggae.
A powinien mieć ciepły, miodowy kolor altówki.
Ale tego się nie wybiera.
A najdziwniejsze, że dzisiejszą OST było Danse macabre Charlesa-Camille Saint-Saëns.
de facto:
dziwadełko - pierwsza larwa w cyklu życiowym przywr wnętrzniaków.
~~
Wiem, notka dziwna.
Ale taki był dzisiaj dzień...
~~
Polecam Pieśń Dnia.