poniedziałek, 31 stycznia 2011

dziwadełko.

Ja miała dzisiaj wspaniały dzień.

Aż dziwne, bo jakoś nic się specjalnie nie stało.


Ale po nieprzespanej właściwie nocy, była wyspana.
Aż dziwne.
Ubrała się na multi-color, przywdziała nowe kolczyki i ruszyła w miasto. Tfu, szkołę.

Na lekcjach prawie nie była, na tych na których była czytała e-booka (tylko nie na biologii, bo ją kocha!), sprawdzianu z chemii nie pisała - zwolniona po olimpiadzie (biologia panią Ja'owego  życia!), z dwóch kolejnych lekcji sama się zwolniła i robiła plakaty na konkurs fotograficzny, na historię się spóźniła, unosząc, zdobyte na korytarzu, ciasto urodzinowo-18stkowe.


I było... miło.
Aż dziwne.


Na przerwach hałasowała z Pynią, śmiała się z Młodego i było jej po prostu dobrze...



Aż dziwne - był to pomarańczowy dzień w kolorach reggae.
A powinien mieć ciepły, miodowy kolor altówki.


Ale tego się nie wybiera.







A najdziwniejsze, że dzisiejszą OST było Danse macabre Charlesa-Camille Saint-Saëns.










de facto:
dziwadełko - pierwsza larwa w cyklu życiowym przywr wnętrzniaków.

~~

Wiem, notka dziwna.
Ale taki był dzisiaj dzień...


~~

Polecam Pieśń Dnia.