poniedziałek, 16 maja 2011

K.O.P.


OSTRZEŻENIE: ten post będzie zawierał w sobie wyrażenia powszechnie uznawane za nienadające się do czytania na głos dzieciom do wieku przedszkolnego (ponoć wtedy zaczynają już przeklinać), osobom starszym, zawałowcom i tym, którzy nie chcą uwierzyć, że młodzież licealna używa wulgaryzmów. Nie mam zamiaru ich cenzurować i kropka. W każdym razie nie za bardzo.
Ostrzegłam.

prolog:
Ja profilaktycznie nastawiła 8 alarmów w jednym telefonie, kolejny (za to z dwuminutową 'dżemką') w drugim, a jeszcze jeden w budziku na 4:30 i położyła się spać. O dziwo, udało jej się nią zaspać i wstać w wyznaczonym przez ćwierkanie alarmów czasie. Dopakowała, co dopakować miała, czterdzieści razy sprawdziła listę rzeczy do dopakowania, wcisnęła swój bluesowy kapelusz na głowę i wyruszyła na wycieczkę owczarnianą.



kop #1:
kopniętego kopnięte początki:
W autobusie wraz z Mili-mili i Didi siedziała na tyle, ogólnie robiąc tak zwaną wiochę, żale i żenadę, głupio się śmiejąc i machając do tych, co za nami jechali.
Żeby zwiększyć ilość testosteronu z tyłu (bo my kipimy estrogenem!) dosiadł się do nas Siekiera, przez co Mili-mili i Ja zostały zapłodnione dźwignią, która wbijała się tu i ówdzie.

A bardziej ówdzie.

Trzeba będzie po prostu pomóc podczas wychowywania małych dźwigienek i powinno być dobrze.



kop #2:
kop na szczęście:
Ja z kolei z Siekierą się założyli, że obok wymieniony dowiezie Ja do ŁDZ na kolanach. Ja oczywiście zakład przegrała, bo jej się kości udowe Siekiery w pośladki wbijały.
Wniosek z tego taki, że Ja ma za chudy tyłek i musi przytyć.

Oby się udało!



kop #3:
z kopa w plener:
Dnia pierwszego, wieczorem, udała się owczarnia na wycieczkę ulicą Piotrkowską.
Mili-mili, Didi i Ja, które utworzyły już solidną grupę wsparcia i feministycznej wspaniałości, wysunęły się w niewielkim czasie na prowadzenie i pruły jak lodołamacze męskich serc do przodu, prezentując swoje wdzięki oraz dość głośno ustalając oficjalną wersję wydarzeń
 - To jesteśmy studentkami Uniwersytetu Medycznego.
 - Ale pierwszego roku, żeby nie było, że nie znamy wykładowców...
 - Ale wyników matury jeszcze nie było, skąd wiemy, że się dostałyśmy?
 - To, że składamy tu papiery, jesteśmy pewne matury i przyjechałyśmy obczaić miasto?
 - Ujdzie.
Na szczęście, parę wspaniałych okazów męskości, zwróciło uwagę na dorodne dziewoje.

Szkoda tylko, że były to okazy metalowe.



kop #4:
‘chyba Cię słoń w ucho kopnął!’:
Są rzeczy, których się nie zapomina, choćby człowiek był stary, pomarszczony i trzy ćwierci od śmierci (czyt. pełnoletni).
A mianowicie jest to popularne w podstawówce przekłuwanie sobie uszu na wycieczce.
Tak było i tym razem.
Ja wyposażyła się w igłę i spirytus, Natcore zrobiła dziurę, a Siekiera wsadzał kolczyka.

Szkoda tylko, że chłopak robił to po raz pierwszy, tak, że Ja straciła około 5,5 litra krwi, za to zyskała drugi kanał kolczyka, a jej ucho zostało ochrzczone ‘tatarem’.

Można i tak…



kop #5:
kopnięta ta demokracja:
Ja jest osobnikiem z natury wygodnym, więc gdy tylko oczęta jej się przymykać poczęły, a spać nie chciała, bo tyle ciekawych rzeczy się działo!, porwała swojego niewolnika – Bajecznego – i zmusiła go, by robiła za Ja’ową podpórkę.
To znaczy, Ja na nim wisiała przez około trzy godziny, nie pozwalając ruszyć się mu za bardzo.

Za to Ja było wygodnie, a przecież tylko to się liczy!


kop #6:
kobieta to takie mocno kopnięte stworzenie:
Jest coś takiego w kobiecie, że gdy widzi słodkie rzeczy (nie chodzi tu o żelki, mniam) włącza jej się na co dzień ukryta opcja ‘głosik słodkiego kurczątka’.
Kobieta zaprogramowana na Kurczątko kwili mniej więcej tak:
‘Jej, jej, jej, jaki słudziuchny maluszek! Buci-buci, malusieniuszku! Jakiś ty słodziutki, ja Cię zjem, mniam, moje najsłodsze śliczniostwo!’.
Feministycznej Trójcy jako wyjątkowo kobiecej włączyło się to z chwilą przekroczenia bramy ZOO i biedny Bajeczny, z wyboru idący z nimi, cierpiał męki piekielne.

Przynajmniej Ja na chwilę znormalniała, przedstawiając mu plan rzucenia jednego dzieciaka gepardowi na pożarcie.


kop #7:
kopniętego kopnięte końca:
Podczas powrotu zamiast autobusem przemieszczaliśmy się po polskich dziurach sauną.
Oczywiście - im cieplej, tym głupiej.
Na tył autobusu, gdzie Ja delektowała się najnowszą literacka zdobyczą zwaliły takie tłumy łaknących hazardu owieczek, że Ja musiała nawiewać.
Całe szczęście, że Bajeczny siedział sam, w związku z czym Ja się bezczelnie dosiadła. Oprócz wykorzystywania go jako podpórki, poduszki i fundatora krakersów, zabawiała się przez około 4 godziny rozmową z tymże.


Co skończyło się o tyle miło, że siedząca przed nimi Daga wyznała podczas jednego postoju:
'Słucham o czym rozmawiacie. Jesteście kompletnie p******i. Ale śmieszni, nie ma co...'.

Dzięki.



kop #8:
kopnięte dialogi:
Mili-mili (o Ja i Bajecznym): Wy jesteście p******i!
Bajeczny: Ale tak jest weselej!

Bajeczny: I teraz jeszcze usiadł na mojej koszuli, ten s*******n p********y.

Ja (do Bajecznego, o ssącej się po szyi parze): Patrz, już mu mózg wyssała, bierze się za rdzeń przedłużony!

Ja (do Bajecznego o tej samej parze, posiadającej mnóstwo kabelków): A teraz zastąpi mu tkankę mózgową tymi kablami i będzie rozkazy telekomunikacją wysyłać...

Bajeczny: <długa wiązanka> 5,44 za litr?! Jak ja będę do szkoły jeździł?!
Ja: Przywiążesz na sznurku motor do autobusu i jakoś pójdzie...
Bajeczny: Raczej będę na alkoholu jeździł.
Ja: Co, chcesz wlać alkohol do baku? Zatrzesz silnik czy coś...
Bajeczny: Nie, wypiję go i urżnę się rano, przed szkołą.
Ja: I taki do szkoły przyjdziesz?!
Bajeczny: Nie, jak się n********ę to po cholerę mi szkoła?











defacto:
tytuł - w rozwinięciu: Kulturalna Owczarniana Peregrynacja.
Trochę nawiązuje do K.O.P.S.a,to jest jednego z wielu web-komiksów przez Ja czytywanych.

~~

ŁDZ -Łódź. Od-pietiuszkowe.

~~

Na ulicy Piotrkowskiej znaleźć można wiele, wiele, wiele różnorakich rzeźb.
Nikt inny Feministycznej Trójcy nie chciał…

~~

Przykromi, że tak brzydko mówimy, ale czasami się nie da inaczej...
Ale zwalczam to, zwalczam.