środa, 30 maja 2012

pffiiifiiiii.

Ja z Pietiuszką postanowili dobywać góry i doliny Pietiuszkogrodu, a z braku laku, gór i dolin - ichnie wały.


Tak się jakoś złożyło, że Pietiuszkoland leży w czułych objęciach trzech rzek, a ich miłość czasami przerasta spinające je brzegi i zalewają nią tąż krainę. Dosłownie. Więc krajanie wcielenia rudości (i w kolorze, i w przyrodzonej mu złośliwości) wybudowali sobie wały. Ładne, zadbane, idealne na spacery.
Powróćmy.


Jak to zwykle, bieżą sobie trixtiuszki ścieżyną, gdy nagle czy to słońce ich przygrzało, czy też zwyczajnie im odwaliło, jak to czasami bywa - dość, że zaczęli wyśpiewywać piękne pieśni.
Najpierw 'Kaczka dziwaczka', następnie różne pieśni z 'Akademii Pana Kleksa', później różne przyśpiewki ogniskowe, stare dobre 'Idą parami, lalki z misiami'.


Przedszkole pełną gębą.




Infantylność jest tym czarowniejsza, im bardziej można się nią dzielić.
:)






de facto:
tytuł do cytatu z  Simone de Beauvoir - swoją drogą dość często cytowanej, chyba. Ma babka gadane: Co to jest człowiek dorosły? Dziecko nadęte latami.
My jesteśmy przekłuci szpilką dziwactwa.
Pffff, jak pęknięty balonik.

sobota, 26 maja 2012

ironic.

Była Ja z klasą w Bieszczadach, na wesołej wycieczce, wieńczącej matury, żeby im ogólnie miło było i wesoło, och, ach.


Pomijamy ten drobny szczegół, mianowicie to, że lało bez ustanku przez cały wyjazd.

Ja się wesoło udzielała, głównie w Domku no. 4 & Domku no. 5 - a żaden z nich, nie był jej. Gdyż nie ma nic piękniejszego niż szczera radość gospodarzy na Ja'ową wizytę.



Grała w badmintona z Angelem, Serkiem, Bajecznym, Brysią i Dżastiną, jeździła jako jedyny zawsze trzeźwy - wyjąwszy naturalny stan 'olgowatości' - kierowca do sklepu, gdzie zawarła znajomość z PaniąSprzedawczynią, jeździła na gofry do Polańczyka z Siekierą, Milli-milli i Didi, szukała zasięgu po okolicznych górkach, żeby słomiany prawie-wdowiec Pietiuszka się nie rozzuchwalił zanadto w stanie pseudo-wolnym, korzystała po nocach z laptopa Grzecha, uskuteczniała nałogi, czytała po kątach, pruła 90 na ograniczeniach z powodu owiec atakujących z Nienacka.


Ogólnie wyjazd udany, Bajeczny rozmiękczony na tyle, żeby można było wysłuchać jego uroczych bełkotów filozoficznych.
Było kól.



Tylko... Tylko słońce zaczęło świecić na godzinę przed wyjazdem...

och, so ironic.

niedziela, 20 maja 2012

dzielam.

Dzisiaj Ja była wraz z Rodziną na Komunii DzikiejWery, której Tatosz jest chrzestnym.
A ja połowę pewnie czasu poświęciła na dzikie harce z JaśniePanienkąJoanną.
Oba stworzonka pojawiły się w 'moja Ty mężczyzno!'.

Zaczęło się od biegania Ja za Panienką, gdy ona spytała:
 - A kim Ty właściwie jesteś?
 - Strasznym potworem! - Warknął PotwórJa'owy.
 - O - odrzekła Panienka i zaczęła nieco prędzej przebierać dolnymi odnóżami.

Później nastąpiło już losowo: berek, chowanego, ciepło-zimno, wyścigi ('kto pierwszy do mamy!', z tym, że były dwie, więc dla ułatwienia wybierało się mamę JaśnieJoanny) i stare dobre bieganie to tu, to tam, połączone z zagilgiwaniem Joanny na śmierć.
Albo przynajmniej aż się wyrwie i trzeba zacząć gonić od nowa.

Oczywiście, było też dużo dobrego jedzenia (został cały nieruszony tort, więc dowożąc prezent mamy zamiar się jeszcze nań załapać ;).
I husiawka, na której Ja w-zlatywała pod obłoki.
I kocyk w cieniu klonowym, na którym się zdrzemnęła.



Ale najpiękniejsze było to, że jak Ciocia zauważyła - DzikaWera była inna. Taka mniej dzika, pewnie. Uśmiechnięta, łagodna i miła.




Coś jednak jest w tej Komunii...
;)







de facto:
tytuł do wiersza Mirona Białoszewskiego 'zzmartwieńsiulpet'.
Jeśli trzeba tłumaczyć, to polecam się prywatnie. Ewentualnie spytajcie mojej komisji, bo o tym, m. in., miałam prezentację maturalną.
;)


środa, 16 maja 2012

afirmacja życia nie jest taka zła.

Żyję.
Ja żyję i Ja żyje.

Ogólnie sezon maturalny można uznać za niebyły i skończony, przemilczmy matury, módlmy się o wysokie procenty w skrytości rodzinnej kaplicy.

Do życia ciągnie mnie obecnie Darcy vel. Pietiucha, Wiedźmin vel. Geralt i Zaległe Lektury vel. Grube Tomiszcza.
Od życia odciągają mnie Wyniki Rekrutacji vel. Przekreślenie Przyszłości.


Ale dajemy radę, ciągniemy, może nawet pójdziemy na tą medycynę?
I ja, i Ja.


Jakoś powinno pójść.
:)






de facto:
tytuł nawiązuje do tego komiksu.
Pozdrawiam wszystkich w nowej odsłonie.
:)