środa, 22 lutego 2012

flegmatycznie.

Odkryłam coś, co podejrzewałam od dawna.

Post, choroba i nauka mi to uświadomiły dość jasno i wyraźnie.


Nie potrzebuję jeść, wystarczy dostarczyć mi nieograniczone dostawy herbaty.


Nie byłoby w tym nic strasznego, gdyby nie zsumować tego z moją miłością do języka angielskiego, brytyjskiego akcentu, absurdalnego, angielskiego humoru i angielskiej pogody.
Rodzice nawet mi nie powiedzieli...


Jestem Brytyjką.



Taka z nas wielonarodowościowa rodzina, zaiste.
Rumun, Anglik - dwa bratanki.








de facto:
tytuł - maleńka gra słów. Flegmatycznie znaczy tyle co spokojnie, acz użyte tu - niewłaściwie z semantycznego punktu widzenia - do uspokojenia nowego, brytyjskiego ja Ja.

~~

Milkens dawno została przezwana Rumunem, w uznaniu dla swej ciemnej karnacji, czarnych jak węgielki oczysk i czarnych włosów.
Taka czarna owca nasza.

wtorek, 21 lutego 2012

etymologicznie.


Z dla zawracania.
D dla braku dachowania.
A dla auta, którym kierowałam.
Ł dla łaski, którą otrzymałam.
A dla wysokich ambicji.
M dla mojej prohibicji.


ZDAŁAM.


Piękne słowo, moje ulubione obecnie.
:)

niedziela, 12 lutego 2012

that is the question.

Tańczenie z pijanym nauczycielem, tańczenie z trzeźwym nauczycielem, tańczenie belgijki w ponad stuosobowej grupie i próba jednoczesnego ich jej nauczenia, bieganie po całej sali na bosaka, śpiewanie na całe gardło, poznawanie wszystkich partnerów koleżanek i zapominanie ich imion po pięciu sekundach, długie paplaniny z umiłowanym Katriny, staranie się pomóc przyjaciołom w rozkminach, chwalenie tyłka Młodegi i demoralizacja go (Młodego, znaczy), próba znokautowania ramieniem bezczelnie wystającego ze ściany kranu, wypijanie absurdalnych ilości wody lekko-gazowanej, śledzenie nauczycieli idących na 'dymka', dwukrotne zmienienie butów na trzy różne pary w ciągu pierwszej godziny (nie licząc butów zimowych).

Versus:
bycie szczypanym przez kolegę po biodrach, a przez koleżankę po tyłku (niezamierzenie i nie-chcianie), dzikie tańce z Romualdem, gdzie Ja prawie leżała na podłodze, wygięta zawodowo do tyłu, gubienie okularów, wylatujących w niebyt jak z procy, podnoszenie kanapy, żeby te okulary znaleźć, pod-pijanie z cudzych szklanek, zadłużanie się po uszy, żeby zdobyć pieniądze na sok, przesiadywanie w palarni, bo tylko tam się dało oddychać, bieganie przez 4 godziny na 10 centymetrowym obcasie.

I wiele innych, nie nadających się do dzielenia lub umykających w ogólnym natłoku kolorów, kształtów, zapachów, dzięków i doznań.



I co teraz było lepsze - studniówka czy poprawiny?
Oto jest pytanie.







de facto:
tytuł z Hamleta, Williama Shakespeare'a.

~~

A gdyby ktoś nie wiedział - pierwszy opis dotyczy studniówki, drugi poprawin.
;)

sobota, 11 lutego 2012

pa-pa.


Drodzy Czytelnicy,
dość prawdopodobne, że ten blog niestety zostanie zamknięty.
Jest nam - mi, Ja - z tego powodu niesamowicie smutno.
Ale trudno takie życie.


Wszystko zależy od tego, czy przeżyjemy studniówkę.
Z zaświatów mogłoby by ciężko publikować.


Serdecznie pozdrawiamy,
wyfiokowane Ja i Autorka

poniedziałek, 6 lutego 2012

wielko-miejsko.


Ja poczuła się dzisiaj wielko-miejsko, gdy wędrowała sobie po molochu handlowym, jaki w Stolicy w październiku otworzyli.

Łaziła sobie, elegancko odziana, z reklamówkami firmowych sklepów, siedziała w kawiarni Szwagra na kawce i ciasteczku, po Stolicy sobie autobusem jeździła po szlachecku, w ogóle cud, miód i orzeszek.


Cały czar nowoczesności i wielkiego miasta skończył się, gdy przez 40 minut czekała na busa.
Na mrozie.


Przyjechał w porę, a jak!
Ale trafił na Walne Zgromadzenie Busów i Busików, więc wsunął nos na parking i nawiał.



No i Ja czekała na następnego.
Który stał przez cały ten czas, obrócony rufą w stronę współ-czekaczy Ja'owych.
Żeby czasem nikt nie zauważył dokąd jedzie. Choć i tak wyłączył tabliczkę.


Na szczęście słuchawki zaspokajały Ja '3 wymiarami gitary'.

Chwała Trójce Polskiego Radia!