poniedziałek, 21 lutego 2011

nie stępione prawości ostrze rację przyznało Ja - biednej i chorej (...).

Tatusiowy wdrożył kurację antybiotykową, Ja'owe ucho zaczyna znowu o sobie przypominać irytującym, tępo-ostrym bólem.


A ja sobie siedzę, siedzę, siedzę i się zupełnie nie nudzę.


Nastraszona w trakcie weekendu, że słodko-bolesne lenistwo lada dzień się skończy postanowiłam doceniać chwile wolne od słuchania o alkenach, prądzie, komórce prokariotycznej, motywie miłości w 'Lalce' Prusa, mowie zależnej w czasie przeszłym w języku francuskim, programowaniu i sytuacji Polski w XVII/XVIII wieku - i o czym jeszcze nauczyciele mieliby zamiar mnie informować.

Przeczytałam całą 'Idę', poszukam jeszcze coś Musierowicz, bo uwielbiam, a 'Sprężynę' i 'Język Troli', które są w moim wyłącznym posiadaniu znam już na pamięć.






Zjem jeszcze kanapkę z twarożkiem, ogórkiem, pomidorem i szczypiorkiem, jeśli go znajdę, no, bo co, kurczę bladę.




Tylko dlatego, że się nie męczę w szkole, nie znaczy, że nie zasługuję na wybitnie odprężający relaks...



Ach...







de facto:
tytuł, dość luźno, do cytatu i nazwiska Jana Stępnia: Żyjemy tak, jakby życie było karą. A przecież jest nagrodą.
Z tego też powodu, Ja jest w pełni usprawiedliwiona, że - pomijając oczywiste usprawiedliwienie czyli, że jest chora - nie siedzi w szkole, tylko w domu.
Ot.