poniedziałek, 26 września 2011

pochwała głupoty.

Ja usłyszała, że dzieci gorąco pragną otrzymać podwózkę, wobec czego nie zastanawiając się wiele i wkładając już buty w hallu, uprosiła Gabę, żeby dała jej po nie pojechać.

I zaraz przy wyjeździe okazało się, że warto by było jednak najpierw skończyć kurs na prawo jazdy...
Ja cofnęła samochód na zbyt małą odległość i ruszając przed siebie wjechała w wielki głaz narzutowy, który leży na terenie sąsiadów.

Dzięki moralnemu wsparciu Sąsiadki-z-Obok i wsparciu za kierownicą Sąsiada-z-Naprzeciwka udało się wydostać samochód, przyblokowany na głazie i ruszyć w dół.
Sprzęgło śmierdziało już nieziemsko, dodajmy.

Ja zgarnęła pierwszą partię dzieci i ruszyła po Milkensa.



Samochód stanął na podwójnej-górce-będącej-skrzyżowaniem, toczył się samoistnie i w ogóle nie było wesoło.



Ja odkryła już, dlaczego za kierownicą jest strefa wolnego przeklinania, zaprawdę.





Ale nie szło jej tak źle, po 4 jazdach?
Po prostu Mistrz Kierownicy!

piątek, 23 września 2011

oda nieomalże.

Z przygotowywania się Ja na wyjście na zewnątrz, do ludzi, do rówieśników, do dużej ilości pizzy i zabawy (i karaoke):

 - O, jednak idziesz w tej sukience...
 - Tak, mamo, wiem, że za krótka, ale mam dwie pary rajstop.
 - A nie możesz założyć leginsów?
 - Nie, mam tylko czarne, a mi nie pasują. Ale to przecież o samo!
 - Właśnie nie, w rajstopach Ci widać...
 - Ale co?!
 - ...nogi.
 - A w leginsach nie?
 - Nie, leginsy to prawie jak spodnie.





Nogi, znaczy - ręce opadają...






de facto:
tytuł do fraszki Jana Sztaudyngera, Na piękne nóżki:Para ud
Godna ód. Ja żadnych kompleksów od niedawna nie ma. Bo się dowiedziała, że wygląda sexy w krótkiej sukience i te nogi i uda również jej wielu miłych chwil dostarczyły.
Szczególnie jeśli o spacery chodzi...
x)

środa, 21 września 2011

błogo.

.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
...Ja się całowała.
Całkiem sporo, ostatnio.

I wyssało jej kreatywność.



...ech.
x)

sobota, 10 września 2011

uff!

Fluffizm, fluffizm.
Tego naprawdę się pozbyć nie można, więcej - to śmiertelne prawie jest!


Ja ubłagała Matulę, ażeby ta jej zakupiła brązowa farbę do włosów, gdyż chciała wrócić do swojego mniej więcej naturalnego koloru włosów (czyli - według Matuli - ciemnego blondu).
To Mamiszcz zakupiła.
A Ja zaaplikowała na swoje bujne kędziorki.


Spłukała, nałożyła odżywkę, wytarła włosy ręcznikiem i spojrzała w lustro.
I zamarła ze zgrozy.

Gdyż włosy miała czarne.

Wysuszyła je suszarką, ale na sucho włosy niewiele jaśniejsze były.
Po wspólnej z Mamą debacie postanowiła natrzeć je sokiem z cytryny i potrzymać tak z pół godziny.

W sumie - nie dało to nic.
Oprócz tego, że zarówno pani H.'owcowa jak i panna H.'owcówna będą miały niezwykle piękne dłonie po kontakcie z dużymi ilościami soku z cytryny, pannę H. piekło wszystko, na co cytrynie udało się spłynąć z loków, a włosy po ułożeniu zachwyciły w sumie swym kolorem Ja.


Bo wygląda jak królewna Śnieżka.
Ot co.





A cała afera farbiarska była zaplanowana przez Macochę-Mamiszcza, aby ja była do niej podobniejsza.
Żeby tylko nie uznała, że Śnieżka Ja'owa jest teraz piękniejsza od niej i jej nie wygnała!




Wszak w okolicy nie mieszkają żadne krasnoludki i gdzie Ja się podzieje...?







de facto:
tytuł: do cytatu z braci Grimm:
'– Stójcie bracia krasnoludki, ktoś podeptał nam jagódki! Dziwne ślady są przy drodze...
– Kto śpi u nas na podłodze?
– Panna śliczna, jak śnieg biała... Sama lasem wędrowała?
– Już się budzi... Czy ją znacie?
– Witaj, witaj w naszej chacie!'
Całe szczęście, ze nie ma nigdzie tych krasnali. Mówią jak narąbane i do tego kiepskim wierszem...

piątek, 9 września 2011

jazzy chill.

Rok szkolny już trwa i trwa i trwa...
A Ja się nie odzywa, znaku życia nie daje...
(No, oprócz komentarzy do komentarzy.)

Czyżby przysypały i zagrzebały ją żywcem zwały materiałów powtórkowych?
Czyżby przegryzła sobie w desperacji żyły nad notatkami z mejozy?
Czyżby dwie strony pozostawionych, po wstępnej eliminacji, tematów maturalnych doprowadziły ją na skraj załamania nerwowego?



Ależ skąd.
Ja siedzi przed monitorem komputera z kubkiem Earl Greya w jednej ręce, z książką w drugiej i z ciepłym jazzem w głośnikach (tegoż komputera).


Chrzanić maturę i olimpiadę, i sprawdziany zapowiedziane, i powtarzanie na korki.




Epatowanie się chwilą, myślą o rychłych urodzinach z przyjaciółmi (może Pietiuszka okażę daleko-idącą łaskę i ruszy do C. swoje ryże cztery litery), marzeniami o kursie na prawo jazdy i wspominaniem uśmiechu jednego Blondyna o nieznanym imieniu.



Chill-out.