....bo i tak Ci się to nie uda' - warknął dziś nie pierwszy i nie ostatni raz Vivaldi w stronę biednej Ja.
Właściwie te słowa jakoś tak mu na stałe weszły do słownika.
A Ja po prostu pragnie, aby na religii wszyscy się kochali i w ogóle...
Nie
jej wina, że kiedy Vivaldi akurat w stronę Ja się obrócił, tłumacząc
zawiłości okresu narzeczeństwa, aż nazbyt chętnym do wstąpienia doń
licealistom, Ja akurat wydobyła z zanadrza torby krem nawilżający i
dawaj nasmarowywać swoje malutkie, pocieszne łapeczki.
Vivaldi, nie bez przyczyny nazywany Pomidorrrem umilkł gwałtownie, nadął się i poczerwieniał.
- Olllllgaaa....
Ja
tylko tyle było trzeba, by uruchomić werbalne 'migdałki' - czyli
pierwszą linię obrony: bo ją łapki pieką i wysychają, i musi nawilżać, i
co z tego, że Vivi też, skoro ona ma jakieś uczulenie, to wszystko jest
po lekach, ona cierpi, a dopiero teraz krem znalazła, więc nie, nie
mogła się oddawać nawilżaniu przed lekcją.
Niepotrzebnie, do świstu uchodzącego powolutku z Vivaldiego powietrza, dodała:
- A ten krem tak ładnie pachnie, o! - machając rękami, ażeby jego woń rozeszła się po klasie.
-
Nawet Olga nie próbuj rozluźnić atmosfery, bo Ci się to nie uda -
burknął zagłuszony przez śmiech owczarniany Pomidorrro, na nowo będąc
czerwony.
A Ja się zastanawiała co też znowu takiego zrobiła.
de facto:
migdałki są rzeczywiście pierwszą strażą - jedną z wielu, w sumie - układu odpornościowego organizmu.