Ja była z Pyńką na wyjeździe w długi weekend (tak, nasza Szkoła miała
długi weekend, z tej jakże prostej przyczyny, że 13ego w czwartek, grono
profesorskie pojechało się gdzieś tam integrować, a nam łaskawie
pozwolili nie przyjść wtenczas do szkoły) i na tymże wyjeździe oddawały
się znanej nielicznym i pełnoletnim przyjemności picia piwa.
Ale tylko smakowego, bo Ja piwa tak naprawdę nie lubi.
I najsampierw to otwierały w pokoju.
Nie mając niestety otwieracza.
Pyni się to jeszcze jako-tako udało, ale Ja to już nie za bardzo - urżnęła ona szyjkę pod kątem ostrym i musiała pić z kubaska.
I twierdziła kłamliwie, że tak woli, bo jest eleganciej.
Za to następnego wieczora, gdy otwierały na dworze, o bramkę, Pynia usiekła szyjkę, a następnie sobie na niej wargę.
A można było jak kiedyś, zabrać ze sobą otwieracz.
Zawarty w przeogromnym otwieraczu do puszek.
de facto:
strasznie się rozpiły, ale obie z tęsknoty.
I nic mocniejszego od piwa nie pijamy, a i tu jedynie Gingersa, Reddsa, ewentualnie Desperadosa.
I właściwie nic innego.
A i to rzadko.
...się tłumaczę.
~~
Tytuł: do cytatu Lincolna, A. - I
am a firm believer in the people. If given the truth, they can be
depended upon to meet any national crisis. The great point is to bring
them the real facts, and beer. Tłumaczcie sobie sami.
;)
Tytuł też do ostatnio rozbuchanej Ja'owej wyobraźni i skłonności do popadania we wspominki i marzenia.