czwartek, 23 czerwca 2011

rrrrrrrr.

W dniu wczorajszym, połączone siły Mili-mili i Didi, z nieocenioną Ja'ową pomocą organizowały ognisko owczarniane.
Ale do ogniska potrzeba drewna (sic!).

Więc Didi i Ja, jako osoby z przeszkoleniem harcerskim wybrały się na jego zdobycie.



Ściągnęły buty, ściągnęły skarpetki i dawaj! przeprawiać się przez moją Pad kochaną.
Potem parę razy obracały, znosząc drewno, wyrzucone na jej brzeg.
Gdy skończyło się to obfite źródło próchna, ruszyły po błotnistej skarpie w górę, wzwyż, aby w lesie odnaleźć więcej, więcej, więcej drwa.

Jak ludzie pierwotni, wspinały się zgarbione, szukając czegoś co oświetli i ogrzeje zimną noc i odstraszy dzikie zwierzęta.



Nazbierały.


Zwyciężyły z naturą.

Zgodnie z prawami dżungli.






Rrrrrrrr.








de facto:
tytuł - RRRrrrr!!! (tam).

~~

Pad - rzeka w C., nazwana na cześć włoskiej, oryginalnej Pad, po lekturze serii o Don Camillo.

wtorek, 21 czerwca 2011

chędożcie się, wy w rzyć całowane!

Nie chce mi się pisać, nie chce mi się czytać, nie chce mi się oglądać - za to chcę chłonąć treść.

Przydałby mi się taki chip, wysyłający wszystko bezpośrednio między moje synapsy.


Nawet sny mi się odpowiednie ostatnio nie śnią.







Tłumaczę moje rozdrażnienie, niechęć, nie-pisanie - zbliżają się wakacje, w rzyć całowane...







de facto:
gorący apel do wakacji.
Ja ich nieeeee chcęęęę!

niedziela, 5 czerwca 2011

day-glo.

Vespula vulgaris (najprawdopodobniej) mnie użądliła.

Bawiłam ja się z Frodem Frytkiem Pepe Panem Psem zwanym przeze mnie Gwynnbleidem, oparłam ręką o trawę.
A w tej trawie bezczelnie się schowała ona - osa, która najpierw mnie użądliła, a potem patrzyła na mnie bezczelnie apozycyjnym okiem, uśmiechając się aparatem apoidalnym.


A ja wrzasnęłam strasznym głosem i rzuciłam się obsmarowywać żelem z dimetindenem w postaci maleinianu.



Ale kto to widział, żeby się osy w wiechlinach kryły.
Świat na głowie stanął.






de facto:
tytuł - nie wiem co znaczy, ale jak się wpisze, że świat stanął na głowie w wujcia Google, to wyskakuje tytuł filmu, w którym można by się domyśleć tego i owego.
Szukajcie, a znajdziecie.
Za to ładnie brzmi.

~~

Określenia takie i owakie, pseudo lub bardziej naukowe, gdyż jestem w trwałym szoku.

Z tego samego powodu - pierwsza osoba.

~~

Tak, mam psa.
West Highland White Terier, dwumiesięczny, bialutki.
Dlatego Gwynnbleid, bo to oznacza w Wiedźmińskim elfim 'biały wilk'.
Pepe: tu.

czwartek, 2 czerwca 2011

koniecznie!

Dziś Ja i Didi wybrały się do Strasznego-I-Przerażającego-Nie-Tak-Odległego-Miasta, którego drużyna zwalcza C.'ową w każdy możliwy sposób - głównie poza boiskiem (i vice versa, w sumie), zwanego również Pietiuszkogrodem, gdyż to tam właśnie zamieszkuje, nigdy tego nie zgadniecie, Pietiuszka.


Wybrały się ze stolicy świata i metropolii, jaką jest C., gdyż Didi koniecznie musiała sobie zakupić buty i to koniecznie w Sklepie-na-D., a że Sklepu-na-D. w C. nie ma, toteż koniecznym było, aby pojechały do Pietiuszkogrodu.

Pojechały.


Wsiadły do właściwego autobusu, na właściwym peronie, wysiadły na właściwym przystanku, nie zgubiły rachuneczków za przejazd.
Jak nie one.


Łaziły i łaziły, i łaziły po galerii, w której był Sklep-na-D.
Ja była zmęczona, Didi podekscytowana, Ja miała dość wszystkich koturnów, wystającej z niej słomy i marzyła tylko o piciu, Didi przymierzała kolejną parę i wspominała coś o po-przymierzaniu nowych ciuszków.


I co chwilę kazała Ja zmieniać umówioną godzinę spotkania z Pietiuszka, bo 'ona nie lubi tak pod dyktando kupować'.


Tak, że, gdy trafiły w końcu do Sklepu-na-D., Ja stwierdziła, że cierpi, jest jej gorąco, a Didi nie chce jej puścić do wielkiego telewizora, żeby mogła oglądać Piotrusia Pana.
Zrobić więc mogła tylko jedno, toteż ukryła się za półką i ściągnęła rajstopy.
Następnie, wesoło machając czerwonymi kończynami, próbowała przemknąć się do Piotrusia.
Na co, oczywiście, Didi jej nie pozwoliła.


Po zakupach, siedziały dziewczęta na Rynku, czekając na Pietiuszkę, gdy Ja doszła do wniosku - jak to prawdziwa kobieta! - że już jej nie jest gorąco, za to bardzo, bardzo zimno i przewiewnie w okolicach nożnych.
Tak, że - nieubezpieczana przez Didiśka, który zachodził się nieopanowanym chichotem - zaczęła z powrotem zakładać rajstopy, wciągając je na wspaniałe swe odnóża na środku placyku, w środku miasta.
Następnie zaś usiadła prędziutko z powrotem na ławeczce, z miną sugerującą 'nie wiem o co państwu chodzi, czyżby ktoś tu wkładał publicznie rajtki jakieś może?'.

Pietiuszka na szczęście przyszedł już po całym zamieszaniu.
Zabrał dziewczyny do 'Ciała', którym się cały Pietiuszkogród chwali - i słusznie, gdyż Ja tam spożyła przepyszne lody kasztanowe.

Następnie łazili po mieście, starając się dopaść Pietiuszkowego bloku, żeby Ja mogła dostać szalik drużyny Pietiuszkogrodu, za który mogą ją w majestacie prawa w C. na strzępy rozerwać.
Oczywiście, naśmiewali się jak tylko mogli nie tylko z Ja, ale również z tego które miasto jest mniej miastem, a bardziej wiochą (Pietiuszkogród - mają koryto na chodniku).




Ogólnie było fajnie.



A Didiś buty kupiła w takim malutkim, nie-markowym sklepiku, który i w C. jest...