podtytuł:
Jest to opis ostatniego dna wakacji, który był bardzo fajny i to grzech no po prostu go nie opowiedzieć.
Pomimo typowego dla Ja infantylizmu nie można jej odmówić jednego - starzeje się ona w zatrważającym tempie (patrz: Olgą jestem od 18).
Osiemnastka
zbliża się i zbliża, zataczając coraz to węższe kręgi dookoła
przerażonej Ja, spoglądającej na to wielkimi, sarnimi oczętami zza
zielonkawych, antyrefleksyjnych szkieł.
I pomimo tej anty-refleksji, na krótką refleksję Ja sobie pozwoli.
A dokładniej - na kameralne ognisko w towarzystwie - w znacznej większości - odpowiednio postarzałych już przyjaciół.
Ale , ale!
Trzeba
wszak było przygotować teren, aby ognisko mogło zapewnić wszystkim
zaproszonym niesamowite, zwalające z nóg przeżycia, roztrzaskujące w
drobny mak psychikę i zdrowy rozsądek (ma być w poniedziałek... Daj, Panie, aby nas nikt nie pytał we wtorek!).
Tak, że (po tym jakże przydługim wstępie) Ja, Didi i Mili-mili wybrały się na działkę, aby dokonać rozpoznania i ochędożyć.
Dziadzio
na wstępny rekonesans mój wybrał się z nami, jako właściciel oraz pan i
władca terenów zielonych i znajdującej się na nich budko-chatki.
I właśnie z tej budko-chatki dziewoje wyniosły wszystko (no, prawie wszystko. Ale znaczącą większość),
zamiotły ją jakiś tuzin razy, Didi zmiotła pajęczyny, umyły okno, umyły
wszystko co tam znalazły, rozwinęły dywan, poukładały meble, wyrzuciły
śmieci, powpychały miliony par butów do szafki, poukładały narzędzia,
schowały bejcę w butelce po Luksusowej (żeby ktoś nie wypił czasem...), wytrzepały dywan (dokładniej to Ja go wytrzepała - miotłą, po wcześniejszym rozwinięciu na konarze jabłonki) i wstawiły z powrotem do domku meble, które z racji na-świeżo-powietrznego charakteru ogniska i tak zostaną wyciągnięte na dwór/pole.
W trakcie zamówiły pizzę.
Ale, że działka rządzi się swoimi prawami, to ani adresu nie znały, ani chociażby nazwy ulicy za bardzo.
Po
długiej i skomplikowanej próbie zamówienia posiłku Ja zapewniła
Dyspozytora, że będą stały na drodze i machały miotłą, więc Pizzaman je
znajdzie.
Po jakiejś godzinie siedziały kulturalnie na krzesełkach
przy tej drodze i zniecierpliwione czekały w hałaśliwym towarzystwie
swoich żołądków.
Ja siedziała dodatkowo w towarzystwie miotły, którą zacięcie wymachiwała nad głowa, gdy mijał je jakikolwiek pojazd.
Po pewnym czasie rozdzwonił się Didisiowy telefon, który wykorzystywany był do polowania na jedzenie.
P[izzaman]: Proszę pani, bo ja jestem obok oczyszczalni ścieków, to gdzie panie są?
Ja:
No, my jestesmy trochę wcześniej, bliżej ulicy Krakowskiej. Ale my tu
siedzimy obok drogi i machamy miotłą, na pewno nas pan zobaczy.
P: To ja już was widziałem...
W sumie nie dziwię się mu, że się nie zatrzymał za pierwszym razem...
de facto:
tytuł: jedna z ostatnich wersji retorycznego pytania zadawanego przez Milę co chwilę w przestrzeń:
'A Ty co robiłaś w ostatni dzień wakacji?'
'A,
ja wynosiłam drewno z budo-chatki/zamiatałam pajęczyny/chowałam
toporek, który przecina bez problemu kości/myłam okno na działce/et
cetera, et cetera, teraz wszyscy robią hura.
środa, 31 sierpnia 2011
czwartek, 25 sierpnia 2011
Olgą jestem od 18.
Pomijając oczywiste różne różności mniej lub bardziej poważne, mniej lub
bardziej śmieszne, jakich Ja dowiedziała się na pielgrzymce do Madrytu,
jedna ją mocno zafrasowała, spędziła spokojny sen z powiek (w którym to
Ja regularnie ogrywała Witka i Irka w brydża... Piękny sen.).
A właściwie jedna, acz w trzech odsłonach.
a) G. jest młodszą siostrą Ja.
b) G. jest młodszą o 2/3 lata siostrą Ja.
c) G. jest młodszą o 2/3 lata siostrą Ja, a Ja ma 23 lata.
Ja rozumie, że jej odrastające kłaczki sprawiają, ze można ją wziąć za starszą.
Ale datowanie jej na całe 5 lat starszą?!
...i to przez jej rówieśników...?
No proszę!
de facto:
tytuł do Grzegorza Halamy: Kobiet nie pyta się o wiek, może zapytam więc: od ilu lat jest pani Marzeną?
Gdyby ktoś raczył się spytać skończyły by się moje żale.
Od nich mam siwe włosy po czerwoną farbą!
~~
Witek - seminarzysta.
Irek - ksiądz.
Tak, tylko z takimi się trzymam ostatnio.
(Pietiuszkę mi Franciszkanie zabierają...)
I nie - sami się domyślajcie czy to przewrotne pseudonimy czy imiona, a Autorka jest zwyczajnie leniwa.
A właściwie jedna, acz w trzech odsłonach.
a) G. jest młodszą siostrą Ja.
b) G. jest młodszą o 2/3 lata siostrą Ja.
c) G. jest młodszą o 2/3 lata siostrą Ja, a Ja ma 23 lata.
Ja rozumie, że jej odrastające kłaczki sprawiają, ze można ją wziąć za starszą.
Ale datowanie jej na całe 5 lat starszą?!
...i to przez jej rówieśników...?
No proszę!
de facto:
tytuł do Grzegorza Halamy: Kobiet nie pyta się o wiek, może zapytam więc: od ilu lat jest pani Marzeną?
Gdyby ktoś raczył się spytać skończyły by się moje żale.
Od nich mam siwe włosy po czerwoną farbą!
~~
Witek - seminarzysta.
Irek - ksiądz.
Tak, tylko z takimi się trzymam ostatnio.
(Pietiuszkę mi Franciszkanie zabierają...)
I nie - sami się domyślajcie czy to przewrotne pseudonimy czy imiona, a Autorka jest zwyczajnie leniwa.
piątek, 12 sierpnia 2011
metodyczne rozmawianie.
Z rozmowy Ja z Szaloną Ekspedientką.
Start.
J: Dzień dobry, ile kosztują te kolczyki?
SzE: Te? 32 złote, już pokazuję.
J: Ach, jakie ładne, jakie wspaniałe, etc., etc., o! Hipoalergiczne! Wejdą mi tutaj? (prezentacja dziurki w chrząstce)
SzE: Ależ tak, oczywiście, zapakować?
J: Nie, nie, widzi Pani, ja na razie tą tu po sklepie oprowadzam (wskazanie na Didi), ja nawet pieniędzy nie mam. Zresztą, jakbyśmy obie się na zakupy rzuciły to by ochrona nas stąd musiała wyprowadzić.
SzE: (radosny, choć lekko zbyt szeroki uśmiech) To ja serdecznie zapraszam z pieniędzmi, muszę koniecznie to zobaczyć.
(śmiech)
(kurtyna)
Więcej SzalonychEkspedientek w polskich sklepach, proszę!
:)
de facto:
tytuł jakoś tak do Willima S. cytatu: Though this be madness, yet there's method in't.
Start.
J: Dzień dobry, ile kosztują te kolczyki?
SzE: Te? 32 złote, już pokazuję.
J: Ach, jakie ładne, jakie wspaniałe, etc., etc., o! Hipoalergiczne! Wejdą mi tutaj? (prezentacja dziurki w chrząstce)
SzE: Ależ tak, oczywiście, zapakować?
J: Nie, nie, widzi Pani, ja na razie tą tu po sklepie oprowadzam (wskazanie na Didi), ja nawet pieniędzy nie mam. Zresztą, jakbyśmy obie się na zakupy rzuciły to by ochrona nas stąd musiała wyprowadzić.
SzE: (radosny, choć lekko zbyt szeroki uśmiech) To ja serdecznie zapraszam z pieniędzmi, muszę koniecznie to zobaczyć.
(śmiech)
(kurtyna)
Więcej SzalonychEkspedientek w polskich sklepach, proszę!
:)
de facto:
tytuł jakoś tak do Willima S. cytatu: Though this be madness, yet there's method in't.
sobota, 6 sierpnia 2011
operacja: Haba.
Wszystko zaczęło się od Ja grożącej Milkensowi.
Mil oczywiście nie mogła być dłużna, toteż poinformowała Ja, że dobierze jej się do skóry straszna... Haba.
Ja co prawda nie wiedziała, kto to jest Haba, ba! - nie miała zielonego pojęcia.
Ale poinformowała Milkensa, że ona wie, ale nie wie czy M. wie, toteż nie może jej powiedzieć, bo Centrala też nie wie, czy M. wie.
I się zaczęło.
Ja i Milkens zaczęły trzygodzinne podchody i licytacje.
Skończyło się na tym, że Milkens jest 24letnią prezydent całego świata o imponującym biuście (w którym Haba się ukrywa czasami, a cały czas mikrofon, przez który wszystko słyszy), a Ja jest agentem wywiadu Jej Królewskiej Mości który po swojej stronie ma 50 pingwinów-komandosów (za dużo Madagaskaru...).
Pomimo usilnych prób, mamiszcz nie chciała Ja zdradzić kim jest Haba, aż w końcu Mila sama wyznała.
Haba to był bukiet kwiatów, który na folii miał napisane tą właśnie nazwę.
To by tłumaczyło półgodzinną dyskusję, mająca na celu ustalenie czy Haba to on czy ona.
de facto:
Za dużo Pingwinów z Madagaskaru, stanowczo za dużo...
Obejrzałam oba sezony.
Mil oczywiście nie mogła być dłużna, toteż poinformowała Ja, że dobierze jej się do skóry straszna... Haba.
Ja co prawda nie wiedziała, kto to jest Haba, ba! - nie miała zielonego pojęcia.
Ale poinformowała Milkensa, że ona wie, ale nie wie czy M. wie, toteż nie może jej powiedzieć, bo Centrala też nie wie, czy M. wie.
I się zaczęło.
Ja i Milkens zaczęły trzygodzinne podchody i licytacje.
Skończyło się na tym, że Milkens jest 24letnią prezydent całego świata o imponującym biuście (w którym Haba się ukrywa czasami, a cały czas mikrofon, przez który wszystko słyszy), a Ja jest agentem wywiadu Jej Królewskiej Mości który po swojej stronie ma 50 pingwinów-komandosów (za dużo Madagaskaru...).
Pomimo usilnych prób, mamiszcz nie chciała Ja zdradzić kim jest Haba, aż w końcu Mila sama wyznała.
Haba to był bukiet kwiatów, który na folii miał napisane tą właśnie nazwę.
To by tłumaczyło półgodzinną dyskusję, mająca na celu ustalenie czy Haba to on czy ona.
de facto:
Za dużo Pingwinów z Madagaskaru, stanowczo za dużo...
Obejrzałam oba sezony.
Subskrybuj:
Posty (Atom)