piątek, 9 września 2011

jazzy chill.

Rok szkolny już trwa i trwa i trwa...
A Ja się nie odzywa, znaku życia nie daje...
(No, oprócz komentarzy do komentarzy.)

Czyżby przysypały i zagrzebały ją żywcem zwały materiałów powtórkowych?
Czyżby przegryzła sobie w desperacji żyły nad notatkami z mejozy?
Czyżby dwie strony pozostawionych, po wstępnej eliminacji, tematów maturalnych doprowadziły ją na skraj załamania nerwowego?



Ależ skąd.
Ja siedzi przed monitorem komputera z kubkiem Earl Greya w jednej ręce, z książką w drugiej i z ciepłym jazzem w głośnikach (tegoż komputera).


Chrzanić maturę i olimpiadę, i sprawdziany zapowiedziane, i powtarzanie na korki.




Epatowanie się chwilą, myślą o rychłych urodzinach z przyjaciółmi (może Pietiuszka okażę daleko-idącą łaskę i ruszy do C. swoje ryże cztery litery), marzeniami o kursie na prawo jazdy i wspominaniem uśmiechu jednego Blondyna o nieznanym imieniu.



Chill-out.