środa, 6 lipca 2011

WŻP baju-bajowe.

Dzisiaj posty dwa, bo napadało i wszystko rośnie po deszczu jak grzyby, po tymże deszczu.
Ale, że Autorka jest stworzeniem z natury leniwym, będzie w formie dialogu z przedmową.

Oraz puentą..




Ja wieczory spędza na popularnym dość w naszej Ojczyźnie komunikatorze Baju-Baju, prowadząc bujne życie towarzyskie z Beatą, Pstrykiem i Pietiuszką (okazyjnie z różnymi człowiekami, którzy się odezwą lub pojawią).
Oto zapis fragmentu rozmowy Ja'owo/Pietiuszkowej, która objawia wszystkim Wielką, Życiową Prawdę:

J(a): Zw, idę po ten sernik, co go z narażeniem życia rano piekłam.
P(ietiuszka): I masz?
J: Mam.
Ale jak tarłam kruche ciasto dziś na niego, to starłam sobie naskórek. Tak, po dodaniu mojego DNA, sernik zyskał na jakości.
P: Zyskał?
Może...
J: Tak, zyskał, wiem, bo jem zawsze surowe ciasto.
A więc, przed upieczeniem nie był aż taki smaczny, pomijając oczywistą smaczność surowego ciasta, a po upieczeniu - i dodaniu doń mego naskórka - jest smaczniejszy.




Wynajmę się jako źródło wspaniałego ulepszacza do ciasta - mojego DNA.






de facto:
Wielka, Życiowa Prawda jest taka - co ma w sobie DNA Olgi jest smaczniejsze, niezależnie od stanu surowości.

~~

Baju-baju - do tego Osieckiej.


~~

Człowieki - za Julianem:
Ach te człowieki. Niezbyt ruchawe, ale zawsze, nie?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz