Dzisiaj posty dwa, bo napadało i wszystko rośnie po deszczu jak grzyby, po tymże deszczu.
Ale, że Autorka jest stworzeniem z natury leniwym, będzie w formie dialogu z przedmową.
Oraz puentą..
Ja
wieczory spędza na popularnym dość w naszej Ojczyźnie komunikatorze
Baju-Baju, prowadząc bujne życie towarzyskie z Beatą, Pstrykiem i
Pietiuszką (okazyjnie z różnymi człowiekami, którzy się odezwą lub pojawią).
Oto zapis fragmentu rozmowy Ja'owo/Pietiuszkowej, która objawia wszystkim Wielką, Życiową Prawdę:
J(a): Zw, idę po ten sernik, co go z narażeniem życia rano piekłam.
P(ietiuszka): I masz?
J: Mam. Ale jak tarłam kruche ciasto dziś na niego, to starłam sobie naskórek. Tak, po dodaniu mojego DNA, sernik zyskał na jakości.
P: Zyskał? Może...
J: Tak, zyskał, wiem, bo jem zawsze surowe ciasto.
A więc, przed upieczeniem nie był aż taki smaczny, pomijając oczywistą
smaczność surowego ciasta, a po upieczeniu - i dodaniu doń mego naskórka
- jest smaczniejszy.
Wynajmę się jako źródło wspaniałego ulepszacza do ciasta - mojego DNA.
de facto:
Wielka, Życiowa Prawda jest taka - co ma w sobie DNA Olgi jest smaczniejsze, niezależnie od stanu surowości.
~~
Baju-baju - do tego Osieckiej.
~~
Człowieki - za Julianem: Ach te człowieki. Niezbyt ruchawe, ale zawsze, nie?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz